I stało się.
Dziś rozłożyłam się z moimi koralikami na dywanie ( na podłodze najwygodniej mi się tworzy). Chodził starszy syn i... nic. Chodził młodszy syn i... nic. Wszedł mąż i... wszedł w pudełko z koralikami... Efekt? Kilkaset malutkich paciorków rozsypanych po całym pokoju. Ach jaki ładny miałam dywan. Koloru kolorowego... :)
A zbieranie tego... Ech... jak ktoś chce sprawdzić swoją cierpliwość to powinien choć raz spróbować pozbierać z podłogi taki drobiazg he he...
a teraz pochwalę się komplecikiem zrobionym zgodnie z życzeniem Agnieszki. Nazwałam go "Przebudzenie wiosny". Może na dobre się przebudzi i przyjdzie?
Teraz to już musi przyjść ;-)
OdpowiedzUsuńA co do Męża...bez komentarza ;-)